sobota, 3 października 2015

Tatry, Tatry, Tatry...

No, cóż... 
Po wyczerpującym, acz wielce interesującym roku przyszedł czas na krótki wypoczynek.
Bardziej może odetchnięcie niż wypoczynek... 
Czterodniowa wyprawa w Tatry była wspaniałym preludium rozpoczynającej się jesieni.

I coś jeszcze...
To miłość...
Do Reni.
Do gór.
Do świata.

Pierwszego dnia, po przyjeździe do Zakopanego, ruszyliśmy z Zazadni przez Rusinową Polanę (gdzie zaopatrzyliśmy się w jeszcze ciepłe oscypki) do Wodogrzmotów Mickiewicza, potem przez Dolinę Roztoki do Doliny Pięciu Stawów. 

Następnego zaś moja ukochana Renia postanowiła odespać ostatnie nieprzespane noce i pospacerować w okół schroniska, a ja korzystając ze wspaniałej pogody postanowiłem przypomnieć sobie przejście, które się niby pamięta, ale nie tak do końca... 
A zatem za mną...

Kwadrans do siódmej rano, jak już spoglądałem w kierunku Przełęczy Zawrat, gdzie kierowałem swoje kroki.
Jeszcze spojrzenie na Wielki Staw i ruszam dalej.
Podziwiam przez chwilę Zadni Staw, który we wrześniowym słońcu  prezentuje się wyjątkowo malowniczo.
No i wreszcie dochodzę na Przełęcz Zawrat, gdzie pozwalam sobie na krótki odpoczynek.
A ten wykorzystuję na dokumentację drogi w którą się zaraz udam,
jak i na ponowne podziwianie przełączy, którą osobiście bardzo lubię. 
Jednak za godzinę będzie tu już tłum ludzi, dlatego staram się być tu zawsze bardzo wcześnie :)
No, to dosyć tego podziwiania. 
Czas w drogę!
I od razu przede mną łańcuchy.
Tak tam jest. 
Raz w górę, raz w dół. 
Przez Mały Kozi do....
Do naszej wisienki na torcie. 
Drabinka do Koziej Przełęczy.
Tu widoczna już z perspektywy podejścia do Koziego Wierchu.
Jeszcze tylko rzut okiem na Zmarzły Staw i Czarny Staw Gąsienicowy.
Potem zaś, po małej grani przez kilka chwil, by...
Stanąć i spojrzeć na majestatyczny Kozi Wierch i słynną bruzdę z łańcuchami, którą trzeba pokonać by wejść na szczyt.
A na szczycie? 
Oczywiście małe selfie - no bo jakże by inaczej :)
I jeszcze jedno zdjęcie!
Tym razem od strony Doliny Pięciu Stawów, ze schroniskiem w tle.
A potem zaczynam schodzić w dół. 
Z małą przerwą na komentarz do tego, co było.
Gdyby się wam wideo nie wyświetlało na stronie - znajdziecie je tutaj


A teraz dzień drugi.
Ten zaczyna się od ostrego wiatru, który upodobnił Wielki Staw do morskiej miniaturki.
My jednak decydujemy się iść dalej trasą, którą wcześniej sobie ustaliliśmy. 
Na Szpiglasową Przełęcz, do Morskiego Oka i z powrotem przez Świstową Czubę do Doliny Pięciu Stawów. 
Mały rzut oka na Wielki Staw i w drogę!
Wieje cały czas... 
Spoglądamy przed siebie w kierunku przełęczy... 
I idziemy dalej :)
Mozolnie podchodzimy do góry...
Cudowna perspektywa Doliny w kierunku schroniska łagodzi nieco skutki nieustającego, silnego wiatru.
Nad przełęczą zbierają się coraz większe chmury. 
My jednak idziemy dalej...
Powoli zaczynamy dochodzić do kamienistych ścieżek, świadczących o tym, że jest już bliżej niż dalej do przełęczy.
No i wreszcie czas na łańcuchy!
Na samej przełęczy nie zostajemy długo. 
Wieje tak, że trzymamy się nawzajem, by nie stracić równowagi. 
Robimy tylko jedno zdjęcie:
panoramę Morskiego Oka i Czarnego Stawu pod Rysami.
Po dość energicznym zejściu zbliżamy się do Morskiego Oka.
W Moskim Oku krótki odpoczynek i ruszamy w powrotną drogę przez Świstową Czubę. 
A tam taka stara zmyłka :)
Kiedy wchodzisz ostrym podejściem pod górę i wydaje ci się, że już jesteś na górze przed oczyma jawi ci się taki oto widok - jeszcze jedno podejście...
Uff... 
Ile niecenzuralnych słów słyszało się w tym miejscu :)  
Ale kiedy już wdrapiesz się na górę - zapierający widok wynagradza wszystko...
I jeszcze raz te sam widok tylko już bez "niepotrzebnych" dodatków :)
I wreszcie koniec wielogodzinnej wycieczki. 
Watr ucichł. 
Stawy jakby spokojniejsze...
I wszystko jest dalej niezmienne...
I znowu mały komentarz do tego co było...
Jeśli się nie wyświetla - to jest dostępny: tutaj
A następnego dnia od rana już wracamy. Od samego rana mamy wspaniałe widoki...
Mimo świadomości powrotu jesteśmy tacy jacyś radośni...
Od świata, na koniec, dostajemy prezent w postaci wspaniałej pogody i fantastycznych widoków!
A kropką nad "i" jest spotykanie cudownego turysty, który wnosi na chwilę powiew dalekiej przeszłości do tego, już nieco "skomercjalizowanego" świata gór...

I z taką oto nutą refleksji kończymy nasz tegoroczny pobyt w Tatrach...

A przed nami nowe...
Nieznane...
I przez to wspaniałe...

Nasze...