niedziela, 20 grudnia 2015

Domowe tofu...

Przed świętami trzeba zrobić mały zapas domowego tofu, gdyż w coraz większym procencie jedzenie "świąteczne" zaczyna być wegańskie.

Do tej pory nie robiliśmy zbyt często tofu.
Jakoś tak nie przepadam za kupnym. 
A samemu może z raz czy dwa, do tej pory udało mi się zrobić.
Natomiast od momentu, kiedy sąsiad zasiał koło nas soję i mamy dostęp do zupełnie innej soi niż ta sklepowa moje nastawienie do niej zaczyna się zmieniać.
Soja warzywna, motylkowa roślina z rodzaju bobowatych w naszych polskich warunkach nabiera chyba szczególnego charakteru. 
Jest łagodniejsza, mniej trzeba ją moczyć, krócej gotować.
I nie jest aż tak mdła jak soja dostępna w sklepach.
A nawet powiedziałbym, że ma w sobie pewne cechy "słodkości" - ale może to być wynik świeżości, gdyż pochodzi ona z tegorocznych zbiorów.

W każdym razie postanowiłem wrócić po latach do robienia tofu i zobaczyć jak nam to wyjdzie na dzień dzisiejszy.
(skorzystałem z przepisu z gorzką solą a nie z cytryną czy octem)
Potrzebujemy:

500 g suchych ziaren soi
woda do moczenia ziarna
ok 4 l wody + dodatkowo 3 kubki wody
2/3 łyżeczki soli kuchennej
2/3 łyżeczki siarczanu magnezu (gorzka sól do kupienia w każdej aptece)
i trochę czasu :)

Najpierw soja została namoczona na noc.
Po nocy była już na tyle miękka, że z łatwością poddała się obrotom blendera.
A zatem po namoczeniu płuczemy soję kilka razy i blendujemy w dwóch, trzech partiach na "gęstą, nieco grudkowatą śmietanę" 
Niekoniecznie od razu w całych czterech litrach wody.
W takiej ilości, żeby było nam wygodnie.
Całość sojowej "śmietany" wlewamy do dużego garnka, dolewamy resztę z czterech litrów wody i na wolnym ogniu doprowadzamy do wrzenia. Nasz garnek jeszcze ok 5 min stał na gazie i zawartość była mieszana dość energicznie, by tworząca się spora piana nie opuściła garnka w sposób niekontrolowany :)
Wyłączyłem gaz i do wrzątku dolałem dwa kubki zimnej wody.
Poszliśmy z Renią na półgodzinny spacer z psami :)
Kto nie ma psów a ma kota, bawi się z nim przez pół godziny.
A kto nie ma kota wykonuje zaległe telefony :)
Po pół godzinie zagotowujemy raz jeszcze mleczną sojową maź i gotujemy na wolnym ogniu przez pięć minut.
Studzimy i przecedzamy przez pojedynczą gazę, by otrzymać dwa składniki.
Okarę:
która może służyć jako główny składnik lub dodatek na kotlety, pasztety, pasty a nawet ciasta i ciasteczka!
I właściwe mleko sojowe:
Możemy zostawić sobie ok litra do picia i do kawy.
Natomiast do reszty dodajemy kubek letniej wody, w której rozpuszczamy dwie/trzy łyżeczki soli i dwie/trzy  łyżeczki gorzkiej soli (siarczan magnezu - do kupienia w każdej aptece), która zastąpi nam cytrynę i ocet.
Te dają kwaśny posmak tofu, który nie wszystkim może odpowiadać.
Mleko trzeba mocno podgrzać ale nie zagotować i wlać cały kubek z zawartością.
Ostawić garnek na 20/30 minut.
Po tym czasie zaczną się nam wytrącać grudki sojowego sera od serwatki. 
Na sito kładziemy gęstą gazę i przecedzamy powoli zawartość garnka.
Jak widać na załączonym obrazku ta czynność może sprawić w fazie finalnej sporo radości, gdy "coś" nam zostanie na sicie!
Znaczy do tej pory się wszystko udaje, co uchwyciła moja ukochana na tym zdjęciu :)
I tę, jeszcze galaretowatą masę wkładamy do naczynia z małymi dziurkami, przekładamy jedną warstwą gazy, obciążamy czymś co będzie ważyło ok 1 kg i odstawiamy na noc.
Niestety piszący te słowa zawczasu nie przygotował się w tej części zbyt porządnie i musiał na szybko kombinować.
To poskutkowało fantastycznym tofu ale niezbyt twardym.
Dlatego ten wyrób idzie na pasty do kanapek, serki i tofucznicę.

No cóż, proste?
Proste.
Jest trochę z tym zabawy ale frajdy jeszcze więcej :) 



PS
Dopisek z poranka nazajutrz.

Weź jedną cebulkę.
Pokrój drobno, wrzuć na patelnię, podsmaż. 
Obierz ze skórki jednego pomidorka drobno posiekaj dorzuć do cebulki. 
Dopraw małą łyżeczką kurkumy, odrobiną kuminu, szczyptą rozbitych w moździerzu ziaren gorczycy, szczyptą soli zwykłej i większą szczyptą soli himalajskiej. 
Dodaj ok 120 g tofu.
Smaż chwilę.
Dodaj odrobinę szczypiorku i...

Voilà:

Smażone tofu, przypominające jajecznicę. 
Przez niektórych zwane tofucznicą. 
W smaku bardzo podobne przez dodanie soli himalajskiej, jednak zdecydowanie lżejsze i bardziej puszyste od jajecznicy :)

Smacznego!

środa, 16 grudnia 2015

Warsztat Jogi z Iwoną i Leszkem...

Tym razem gośćmi naszego gospodarstwa byli po raz pierwszy Iwona Ramotowska i Leszek Kawa z Omśrodeka Hatha Jogi w Warszawie wraz ze swoją grupą.
Ostatnie już w tym roku warsztaty odbyły się w solidnym, międzynarodowym zestawie kilkunastu osób.
I ponownie, jak to bywa z grupami jogi praca była intensywna.
Zajęcia zaczynały się już o 7.30. Trwały, z małą przerwą, do obiadu.
Potem przerwa poobiednia, która była skrzętnie wykorzystywana na zapoznanie się z okolicą.
Pogoda była typowo późnojesienna, ale humory dopisywały wszystkim.
I trzeba przyznać, że uczęszczali na długie spacery, aż do samego ścisłego rezerwatu przyrody w Wojsławicach.
Zresztą niektórzy z nich wykazywali się szczególną aktywnością, o czym może zaświadczyć skromny gospodarz, który ok 6.00 rano wchodząc na salę ćwiczeń by rozpalić w kominku natykał się na osoby medytujące już od piątej rano!
Co sprawiało, że niektórych trzeba było wesprzeć poranną kawą jeszcze przed siódmą rano :)
Na zdjęciu poniżej, poszukująca swojej drogi, Jessie, w drodze z USA gdzieś do swego celu...
Wszyscy ćwiczyli z wielkim zapałem.
I z jeszcze większym zapałem.
Na tych zdjęciach pod czujnym okiem Leszka.


Na koniec warsztatów właściwie od razu umówiliśmy się na następne weekend w czerwcu przyszłego roku.

Cóż, już teraz zaczęliśmy planować umieszczenie na jednej ze ścian haków z linami wspomagającymi ćwiczenia.
Ot takie zobowiązanie na Nowy Rok :))



Ktokolwiek jest zainteresowany na współpracę z Iwoną Ramotowską czy Leszkiem Kawa z Omśrodeka Hatha Jogi w Warszawie - może się kontaktować z nimi pod numerem: 603 107 107


środa, 2 grudnia 2015

Michał Szczepanik w naszym gospodarstwie...

W dniach 27.11 - 29.11.2015 mieliśmy możliwość goszczenia w naszym gospodarstwie Karma na Wsi założyciela jednej z najstarszych szkół jogi Centrum Hatha - Jogi (wg. przekazu B.K.S. Iyengara) Michała Szczepanika.
Razem z Michałem przyjechała grupa kilkunastu osób, by doskonalić swoje umiejętności.
Zajęcia były wyjątkowo intensywne.
Pod czujnym okiem Michała uczestnicy warsztatów ćwiczyli od rana do wieczora. 
Jak widać na powyższym zdjęciu, Michał był bardzo skrupulatny jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju poprawki i korekty.
I jak na prowadzącego przystało pokazywał prawidłowość wykonywanych asan. 
Po czym znowu dochodziło do korekty wykonywanych ćwiczeń.
Oj, wierzcie mi, było bardzo intensywnie 
A w sobotni wieczór jak zwykle odbył się koncert mis i gongów tybetańskich w wykonaniu Reni, któremu poddali się uczestnicy warsztatu bez wyjątku:))
W trakcie tych warsztatów nasze gotowanie opierało się o kuchnię wegańską i bezglutenową.
Staraliśmy się jak mogliśmy aby nasze jedzonko było smaczne.
I by było go pod dostatkiem...
No i żeby jeszcze wyglądało, jak choćby ten zestaw:
sałatka z pieczonych buraków, śliwek, gruszek i orzechów
pasztet selerowo fasolowy
oraz wegański paprykarz
Każdy warsztat jogi (zresztą nie tylko jogi), który odbywa się u nas jest niepowtarzalny.
Wspólne ćwiczenia, wspólne jedzenie, rozmowy przy stole i wiele innych czynników sprawiają, że już od piątkowego wieczoru tworzy się swoisty, niepowtarzalny klimat.
Klimat wspólnego odkrywania drugiego człowieka, nowego miejsca, nowego nauczyciela, czasem nowych smaków.
Tym razem też tak było.
A wtedy pozostaje ci tylko okazać swoją radość, co zresztą zostało uwidocznione poniżej:
 Do następnego razu!


Wszystkich chętnych do poznania tajników jogi lub ich doskonalenia, Michał Szczepanik zaprasza do Centrum Hatha - Jogi w Łodzi.
Można również kontaktować się pod nr telefonu 789 317 194