Dzisiejszy dzień rozpoczął się od pytań...
O rzeczy najprostsze a równocześnie fundamentalne.
O rzeczy, które mogą coś zacząć, jak i równocześnie coś zakończyć...
Jeszcze kilka lat temu może obruszyłbym się na takie pytania, a może rozdymane ego wybrałoby drogę na skróty?
Nie wiem...
Dziś podziwiam ludzi, którzy potrafią pytać wprost.
Sam się tego uczyłem bardzo długo.
Pytać zawsze można, a nawet warto.
A odpowiedzi i tak zawsze są w nas samych.
To, co mamy wewnątrz pewnie będzie wystawiane na próbę w nieskończoność...
Na dziś mogę powiedzieć jedno - nie ma nic wspanialszego jak ŚWIADOME pytania.
Ale równie wspaniałe, a może nawet bardziej są ŚWIADOME odpowiedzi.
Dziękuję za dzisiejsze pytania!
Pozdrawiam wszystkich pytających.
A szukającym odpowiedzi dedykuję miejsce w ustronnym miejscu na pustej ławce (w scenerii pierwszego śniegu).
Czasem warto posiedzieć gdzieś na uboczu.
:))
sobota, 27 października 2012
wtorek, 23 października 2012
Wizyta w Sopatowcu...
Poznałem Małgosie i jej miejsce jakiś czas temu. Właściwie to był to kontakt internetowy - ot taka wymiana doświadczeń w związku z prowadzeniem miejsc gdzie nie jada się mięsa i proponuje się odwiedzającym "coś jeszcze" poza samym wypoczynkiem... Wielokrotnie chciałem tam pojechać, ale ciągle nie było czasu... No i stało się... Pogoda i zapowiedź "Beskidzkiej Dyski" zadecydowały. Wsiedliśmy do samochodu i po kilku godzinach zostawiliśmy auto pod różowym domkiem, a stamtąd zostało nam jeszcze pół godziny na piechotę pod górę. Po drodze widoki zapierały dech:
Gdy doszliśmy na miejsce zapukaliśmy do drzwi w takiej oto scenerii:
Wchodząc do środka wita wędrowca następny widok:
W całym domu pachnie właśnie upieczonym chlebem:
Małgosia jest wiecznie krzątającą się osobą, która dogląda wszystkiego bardzo starannie i pieczołowicie, bo taka już jest:
Po zaspokojeniu pierwszego głodu, łyku zielonej herbaty, rozlokowaniu się w pokoju pozostaje już tylko podziwiać... Właściwie wszystko - całość jako miejsce stworzone przez tak drobną kobietę, widoki na miejscu, widoki w trakcie wycieczki na Przechybę, zebrane w trakcie wycieczki grzyby w ilościach sporych, opowieści o pani Zosi i innych sąsiadach gospodyni, jedzenie przygotowywane w ilościach jeszcze bardziej niż sporych, poranną kawę stojąca na piecu itd, itd, itd... Można tak bez końca... Zresztą opowiadać można długo, ale jak się samemu nie zobaczy i nie poczuje, to i tak relacje będzie bardzo uboga... Ja poćwiczyłem sobie rano Tai Chi w zaadaptowanej na rożne potrzeby stodole:
która w sobotę wieczorem zmieniła się nie do poznania. Niby to samo, ale nie to samo. Taka jest właśnie Beskidzka Dyska:
Nie da się tez nie wspomnieć o MimimumMasy... A co to jest? A to kapela, która grała na żywo i to jak! "Aneta" zrobiła furorę... Sami wejdzie na ich stronę i przekonajcie się, jak świetnie potrafią rozkołysać...
Co tu dużo pisać...
Po prostu - jeśli ktoś z was będzie w Beskidzie Sądeckim - odwiedźcie to miejsce, a sami zobaczycie czy mieliśmy rację :)
Małgosiu! Jeszcze raz wielkie dzięki!!!
poniedziałek, 15 października 2012
Weekend z Yogą...
No i stało się... Właśnie zakończyły się warsztaty Yogi, które w moim gospodarstwie odbyły się po raz pierwszy.
Grupa ćwiczyła bardzo intensywnie rano:
I wieczorem:
Zajęcia prowadziła Agnieszka Kulig, która miała jeszcze dodatkowe obowiązki:
Wieczorami również był czas na koncerty mis tybetańskich oraz masaże dźwiękowe wykonywane misami.
Po raz kolejny okazało się, że jak ktoś chce to wszystko można. Na niewielkiej w sumie przestrzeni działo się tak wiele i tak wspaniale, że aż serce rosło! Zresztą atmosfera wielkiej rodziny udzieliła się wszystkim. A gospodarz, w w mojej skromnej osobie, dwoił się, troił i stawał "na głowie" by warsztatowicze byli zadowoleni i porządne nakarmieni :))
Zresztą na głowie stawali też inni :))
niedziela, 7 października 2012
Wzmocnienie jesienne...
Jesień przyszła jak przyjść musiała... Niektórzy ją lubią bardziej inni mniej. Powoli pojawia się mały katar i przeziębiania. A u mnie w kuchni rozpoczyna się sezon na wzmocnienie organizmu, który jest banalnie prosty, choć wymagający pewnej konsekwencji.
Do rzeczy... O kapuście napisano właściwie wszystko. W internecie znajdziecie na jej temat mnóstwo informacji. Dowiecie się o jej magicznych właściwościach. O jej zbawiennym wpływie na zmęczenie, rożne dolegliwości. O zaletach witaminowych, profilaktycznych itd. Dla mnie jest ona ważnym składnikiem całorocznego menu. Natomiast jesienią zwiększam jej dawki w formie surowej, a szczególnie w formie soku ze świeżej kapusty. Ale uwaga - raczej nie na czczo - jeśli ktoś nie miał doświadczeń z sokiem z kapusty. I nie polecam również dodawania do soku owoców a szczególnie jabłek. Osobiście staram się nie mieszać w sokach owoców i jabłek. Owoce po prostu robić oddzielnie.
A robota jest banalnie prosta.
Kroimy rano pół średniej główki białej kapusty. Myjemy dwa nieduże buraki i dwie marchewki (po to by ożywić dosyć "miałki" smak soku z kapusty). Wszystko przepuszczamy przez sokowirówkę i możemy się delektować :)) Ja piję tak zrobiony sok w małych ilościach przez cały dzień.
Na zdrowie! Smacznego!
P.S.
Nie wyrzucamy tego co zostało z kapusty po odwirowaniu soku. Ilość błonnika w tej masie jest wręcz zachwycająca!
Całą masę kapuścianą solimy, ugniatamy i zostawiamy na 2/3 h. Potem dodajemy trochę ugotowanej czerwonej soczewicy, startą marchewkę, bułkę tartą, jajko (dla wegan - wcześniej namoczone płatki owsiane lub wcześniej je dodajemy z solą tak by namokły). Solimy, dodajemy pieprzu. Ja jeszcze jak zawsze dodaję ząbek czosnku. Ale może być bez. Lepimy kotleciki, obtaczamy w bułce tartej i smażymy.
P.S.
Nie wyrzucamy tego co zostało z kapusty po odwirowaniu soku. Ilość błonnika w tej masie jest wręcz zachwycająca!
Całą masę kapuścianą solimy, ugniatamy i zostawiamy na 2/3 h. Potem dodajemy trochę ugotowanej czerwonej soczewicy, startą marchewkę, bułkę tartą, jajko (dla wegan - wcześniej namoczone płatki owsiane lub wcześniej je dodajemy z solą tak by namokły). Solimy, dodajemy pieprzu. Ja jeszcze jak zawsze dodaję ząbek czosnku. Ale może być bez. Lepimy kotleciki, obtaczamy w bułce tartej i smażymy.
piątek, 5 października 2012
Zasłyszane... Zobaczone... I małe co nieco...
I znowu "przyszedł" do mnie cytat, który akurat wpasował się w ostatnie rozmowy... Nic dodać, nic ująć...
„Nie potrafię podać niezawodnego przepisu na
sukces,
ale mogę podać przepis na porażkę:
staraj się zawsze wszystkich
zadowolić.”
{Herbert Bayard Swope}
"Staraj się zawsze zadowolić wszystkich."No właśnie...
I kiedy brzmiały mi w głowie jeszcze te słowa - to przypomniał mi się wczorajszy obiad i jego jeden ze składników: pory smażone z orzechami włoskimi... Dlaczego? Nie wiem... Może nie jest to niezawodny przepis na sukces, ale wierzcie mi - to danie jest naprawdę proste i dobre... :)
I kiedy brzmiały mi w głowie jeszcze te słowa - to przypomniał mi się wczorajszy obiad i jego jeden ze składników: pory smażone z orzechami włoskimi... Dlaczego? Nie wiem... Może nie jest to niezawodny przepis na sukces, ale wierzcie mi - to danie jest naprawdę proste i dobre... :)
Wrzuć na patelnię, na wcześniej rozgrzaną odrobinę oleju, garść orzechów włoskich. Nieco je podpraż. Oddaj cienko pokrojone pory (ze dwie średnie sztuki) i smaż z dodatkiem odrobiny soli około 20/25 minut. Potem zjedz np. ze świeżym pieczywem... :))
Pory jeszcze przed smażeniem:
Pory prawie usmażone:
Smacznego!
P.S Najlepsze z lampką dobrego białego wina w zacnym towarzystwie...
P.S Najlepsze z lampką dobrego białego wina w zacnym towarzystwie...
Subskrybuj:
Posty (Atom)