piątek, 25 października 2013

Zasłyszane... Zobaczone... Kim Jestem?

Ostatnio odkryty, dzięki Reni, RAMANA MAHARISZI:



"Zadawaj sobie ciągle pytanie "kim ja jestem". 


Poszukiwanie to powinno doprowadzić do odkrycia czegoś wewnątrz ciebie, co jest poza umysłem.

Rozwiązując ten wielki problem, rozwiążesz wszystkie inne problemy. 

Szczęście jest prawdziwą naturą człowieka.

Szczęście jest przyrodzone JAŹNI. 

Dążenie człowieka do szczęścia jest nieświadomym dążeniem do Prawdziwego JA. 

Prawdziwe JA jest niezniszczalne; dlatego kiedy człowiek je odnajduje, odnajduje też wieczną szczęśliwość."

wtorek, 10 września 2013

Zasłyszane... Zobaczone...

Negatywne myślenie

Negatywne podejście nigdy nie jest najlepszym sposobem radzenia sobie z sytuacją. Wręcz przeciwnie: zazwyczaj przykuwa cię do niej, uniemożliwiając prawdziwą zmianę. Każde działanie, w które człowiek wkłada negatywną energię, zostanie nią zatrute i prędzej czy później znowu wyniknie z niego ból i nieszczęście.

Narzekanie


Narzekanie zawsze stanowi objaw braku zgody na to, co j e s t. Zawsze też niesie ze sobą nieświadomy ładunek negatywnej energii. Kiedy narzekasz, ustawiasz się w roli ofiary. Gdy natomiast rzeczowo wypowiadasz się w jakiejś sprawie, bierzesz ją we własne ręce. Zmień więc sytuację, przechodząc do czynów bądź zabierając głos, jeśli to konieczne lub możliwe; możesz też wyjść z obecnego układu albo go zaakceptować.

Zacznij działać!


Czasem lepiej jest zrobić byle co niż nic, zwłaszcza gdy od dawna tkwisz w jakimś nieszczęśliwym układzie. Nawet jeśli popełnisz błąd, czegoś przynajmniej się nauczysz, czyli w sumie nie będzie to taka znowu pomyłka. Gdy natomiast dalej będziesz tkwił w tej samej sytuacji, nie nauczysz się niczego.
Czy to lęk powstrzymuje cię od działania? Przyznaj się więc przed samym sobą do lęku, obserwuj go, poświęć mu uwagę, bądź mu w pełni przytomnym towarzyszem. W ten sposób przerwiesz łączność między lękiem a swoim myśleniem. Nie pozwól, żeby lęk zawładnął twoim umysłem.

Stres


Żyjesz w stresie? Tak jesteś pochłonięty podróżą w przyszłość, że teraźniejszości wyznaczasz jedynie rolę pojazdu, który ma cię tam zawieźć? Stres powstaje, kiedy jesteś „tu”, ale wolałbyś być „tam”, lub będąc w teraźniejszości, chcesz przenieść się w przyszłość. Stąd rozdarcie wewnętrzne.

Czekanie na “lepszą” przyszłość


Czy z reguły na coś czekasz? Jak wielką część życia spędzasz na czekaniu? Istnieje czekanie krótkofalowe – w kolejce na poczcie, w ulicznym korku, na lotnisku, na umówione spotkanie, na koniec pracy itp. Z czekaniem długofalowym mamy do czynienia, gdy ktoś czeka, aż zacznie się urlop, aż dostanie lepszą posadę, aż dzieci dorosną, aż wejdzie z kimś w naprawdę istotny związek, odniesie sukces, zarobi pieniądze, zostanie ważną osobistością, osiągnie oświecenie. Niektórzy ludzie przez całe życie czekają, kiedy wreszcie zaczną żyć.

Czekanie to stan umysłu, polegający na tym, że pragniesz przyszłości, odtrącając teraźniejszość.
Odtrącasz to, co masz, pragniesz zaś tego, czego nie masz. Jesteś wtedy jak architekt, który nie zwraca uwagi na fundamenty budowli, poświęca natomiast mnóstwo czasu górnym kondygnacjom.



[E. Tolle]

poniedziałek, 2 września 2013

Burgery z fasoli i buraków...

No cóż, czasem zastanawiam się jak wykorzystać rożne rzeczy, które zostają w trakcie gotowania. Tym razem w nadmiarze były młode buraczki. Zaczęliśmy myśleć.. Co do buraczków? A może mała czerwona fasola? Ale nie z puszki... Mung lub Adzuki.... Namoczona (długo) i ugotowana z odrobiną kminku. Od razu można wrzucić do fasoli (lub wziąć z ugotowanej wcześniej zupy) marchew, kawałek selera i pietruszkę. Po ugotowaniu ubić wszystko tłuczkiem do ziemniaków (nie mielić) aby masa była taka jak na burgery - niezbyt gładka. Dosypać solidną porcję zmielonego siemienia lnianego, łyżkę bułki tartej (można bez ale ona trochę utwardza całość). Dodać kuminu rzymskiego, sól, pieprz, dużo pietruszki świeżej. Na koniec wcisnąć duży ząbek czosnku i wyrobić. Wygląda to tak (jakieś skojarzenia z tatarem?):


Potem rzucić burgery na grillową patelnię:


I gotowe.
Bez jajek i bez tłuszczu!!!
Można jeść jako kotlety do ziemniaków z zupą z reszty buraczków, lub potraktować je jako burgery do bułki z surówkami na ciepło lub zimno. :


Wszystko zależy od inwencji :))

SMACZNEGO!!!


niedziela, 1 września 2013

Zasłyszane, zobaczone... Odwieczne pytanie...

- Kim jestem? - spytał kiedyś starca pewien młodzian.
- Jesteś tym, za kogo się uważasz - odrzekł starzec - wyjaśni ci to taka historyjka...

Zachodziło słońce. Z murów miasta można było zobaczyć na linii horyzontu dwie obejmujące się sylwetki.
"To jakiś tatuś i mamusia" - pomyślało niewinne dziecko.
"To kochankowie" - pomyślał mężczyzna ze złamanym sercem.
"To dwaj przyjaciele, co spotkali się po wielu latach" - pomyślał człowiek samotny.  "To dwaj kupcy, co dobili targu" - pomyślał skąpiec.
"To ojciec obejmuje syna wracającego z wojny" - pomyślała pewna pani o tkliwej duszy.
"To córka ściska ojca, który wraca z dalekiej podróży" - pomyślał człowiek pogrążony w bólu po śmierci córki.
"To para zakochanych" - pomyślała dziewczyna marząca o miłości.
"To dwaj ludzie walczą do ostatniej kropli krwi" - pomyślał morderca.
"Kto wie, dlaczego się obejmują" - pomyślał człowiek o oschłym sercu.
"Jaki to piękny widok; dwoje obejmujących się ludzi" - pomyślał duchowny.

- W każdej myśli - zakończył starzec - widzisz siebie samego takim, jakim jesteś.
Analizuj często swoje myśli; mogą ci one powiedzieć o wiele więcej o tobie samym niż jakikolwiek nauczyciel.



[Pier D'Aubrigy]

środa, 28 sierpnia 2013

Wspólne gotowanie...

No i za nami jeszcze jedno wspólne gotowanie w ramach "Weekendów z kuchnia wegetariańską". Tym razem pogoda dopisała i w ostatni wakacyjny weekend mogliśmy biesiadować, siedzieć, wypoczywać lub po prostu prowadzić niekończące się rozmowy na dworze.


Zaczęło się prosto - od najzwyklejszej soi (namoczonej a potem usmażonej na a'la orzeszki ziemne - na słodko, słono, paprykowo i orientalnie... Było różnie ale za każdym razem pycha!


No a potem się zaczęło! Ile głów tyle pomysłów i własnej inwencji... Nawet sobie sprawy nie zdajecie ile smaków może być w zwykłych kotletach  z kaszy jaglanej i warzyw... Orientalne, tradycyjne, czosnkowe, na ostro i na jeszcze bardziej ostro :) Ale wtedy popijane z herbatą z pokrzywy rosnącej na skraju łąki ze świeżym imbirem i cytryną. Do tego ziemniaczki w jogurcie koperkowym... Pycha...


A wiecie ile można zrobić z pieczonych buraków? Czipsy, zupę, surówkę, burgery itd...


A śniadanie? Przy odrobinie szaleństwa (co wcale nie jest tak skomplikowane) może zamienić się w wystawną ucztę.... Fritttata? Proszę bardzo....


Nie dość , że smakuje to jeszcze wygląda :) No i sztuką jest takie jej zrobienie aby masa jajeczno omletowa znalazła się pod zapieczonymi pomidorami, papryką, cebulą... I co komu w duszy gra... Ale jak to zrobić wiedzą już warsztatowicze...


Ale najważniejsze to nie bać się niczego w kuchni... O czym przekonała się Monika.


Wystarczy wziąć trochę warzyw i wrzucić je do woka. Dorzucić zestaw ulubionych przypraw ( u nas królowały raczej te z kręgu orientalnego), dobrze zamieszczać, trochę pogotować.... I podać. 


Gdy uzupełnisz menu o herbatę z Chryzantemy singapurskiej :


to właściwie nie pozostanie ci nic innego, jak odrzucić konwenanse i dokończyć to, co wydawało się być już dokończone!


Nieustającego SMACZNEGO!!!

czwartek, 25 lipca 2013

Niespodziewana wizyta...

Odwiedził nas...... młody zajączek. Był tak ciekawy świata, że nie przejmował się zupełni niczym. Chodził sobie po podwórku tam i z powrotem. Jakby to była jego własność :))


Wszyscy byliśmy tym zaskoczeni. Ale chyba najbardziej zaskoczony był Misiek, który dość ostro z reguły reaguje na takie "ekscesy" Był tak zaskoczony, że pozwolił zajączkowi przejść obok siebie...





wtorek, 23 lipca 2013

Pierwsze gotowanie "na zlecenie"...

Życie przynosi niespodzianki. Kilka dni temu znajomy zadzwonił do nas z prośbą o przyjazd i nakarmienie wegetariańskim jedzeniem dużej grupy weekendowego warsztatu Yogi, który zorganizował w okolicach Spały. No cóż... Gotowanie we własnym domu to jedna rzecz, a gotowanie gdzie indziej to inna rzecz. Ale wyzwanie było tak niespodziewane, że rezygnując z własnych planów weekendowych podjęliśmy to wyzwanie... Zapakowaliśmy do samochodu jedzonko, przyprawy, gary, psa i udaliśmy się w nieznane. Nieznane okazało się uroczym miejscem.


Na podziwianie widoków nie było zbyt dużo czasu. Przejęci pierwszym "zleceniem" na gotowanie przystąpiliśmy od razu do pracy...Było trochę nerwówki ale podołaliśmy :)


Od powrotu zastanawiamy się czy nie zacząć świadczyć takich usług. Szczególnie, że już kilka razy byliśmy proszeni o podobną obsługę jeśli chodzi o wegetariańskie wyżywienie.

A nasz Misiek szybko zaprzyjaźnił się z miejscowym Morusem i biegali sobie po okolicznych łąkach przez dwa dni.


wtorek, 25 czerwca 2013

Najdłuższy dzień w roku...

Jak co roku, w Gajewnikach - na terenie dużej stadniny koni - odbył się gminny piknik z okazji nocy świętojańskiej. Jeździmy tam co roku - bo zabawa przednia, moc atrakcji i wianki puszczone na wodę są warte obejrzenia. Ale zanim to się stanie, są wystawione na pokaz i ocenę - który z nich jest najładniejszy....


Zresztą można czasem na suto zastawionych stołach podpatrzeć zacne pomysły na przeróżne rzeczy. W tym roku zachwycił nas fantazyjnie "podrasowany" arbuz...



Niestety, ilość komarów w tym roku  spowodowała skrócenie naszego pobyty na pikniku, ale, oczywiście nie mogło się obyć, mimo wszystko, bez spróbowania tegorocznych wyrobów własnych, których raczej nie brakowało... A były przednie i zacne, oj zacne :))

 
A na koniec, pomijając relacje z występów na scenie, chcę wam pokazać wspaniałą osobę. Pani Czesia - bo o niej mowa mimo swych lat, nie stroni od zabawy. Potrafi się śmiać z siebie - jak i z innych, co udowodniła biorąc udział w inscenizacji przygotowanej przez Koło Gospodyń Wiejskich:



Jest postacią niemal kultową w Szadku. Często jej zaraźliwy śmiech i wysoki tembr głosu dominują nad szarą rzeczywistością... Warto choć na chwilę spotkać na swojej drodze życia osobę tak radosną i pełną energii - jak pani Czesia... :))



Do zobaczenia w przyszłym roku na pikniku z okazji Nocy Świętojańskiej...

środa, 15 maja 2013

Zasłyszane... Zobaczone....

Rzadko już czytuję wszelkie "przypowieści" i "bajki" pojawiające się tu i ówdzie w ilościach wręcz nieprawdopodobnych... Zdarza się jednak, że czasem któraś znienacka przykuje moją uwagę sprowadzając mnie na ziemię i przypominając o rzeczach najprostszych.



Uczeń poprosił mistrza:
- Jesteś taki mądry. Zawsze masz dobre samopoczucie, nigdy się nie złościsz. Pomóż mi, abym i ja stał się taki jak ty.
Mistrz zgodził się i poprosił ucznia, by ten przyniósł kartofla i plecak.
- Gdy się na kogoś obrazisz lub rozzłościsz i zachowasz urazę, - powiedział mistrz, - weź jednego kartofla, napisz na nim imię człowieka, z którym miałeś konflikt i włóż kartofla do plecaka.
- To wszystko? – zapytał zdumiony uczeń.
- Nie - odparł mistrz. – Musisz zawsze nosić ten plecak przy sobie. Za każdym razem, gdy się na kogoś pogniewasz – dorzucaj kolejnego kartofla.
Uczeń pilnie wykonywał polecenia mistrza. Mijał czas, plecak wypełnił się kartoflami i stał się ciężki. Noszenie go wszędzie ze sobą było sporą niewygodą. W dodatku, kartofel, który trafił do plecaka jako pierwszy, zaczął gnić, pokrył się lepkim śmierdzącym szlamem. Inne kartofle puszczały pędy, psuły się, wydzielały ostry, nieprzyjemny zapach.
Uczeń przyszedł do mistrza i zaczął się skarżyć:
- Nie mogę tego świństwa wszędzie ze sobą nosić. Po pierwsze, plecak jest za ciężki, a po drugie – kartofle się psują. Zaproponuj inne rozwiązanie.
Mistrz odpowiedział:
- To samo dzieje się w twojej duszy. Po prostu nie zauważasz tego od razu. Działania zmieniają się w nawyki. Nawyki stają się charakterem, który produkuje złowonne cechy. Dałem ci możliwość obserwacji tego procesu. Za każdym razem, gdy postanowisz się obrazić lub odwrotnie – obrazić kogoś – zastanów się, czy jest ci potrzebny dodatkowy kartofel.

sobota, 4 maja 2013

Majówka, ech, majówka... :)

Majówka już za nami. Nie będziemy narzekać na pogodę, bo mimo wszystko nie padał śnieg, ale deszczowa aura sprzyjała raczej domowym zajęciom. Przede wszystkim życie toczyło się w kuchni. A jak kuchnia to i oczywiście jedzonko.... I było jakoś tak domowo, że aż nawet pierogi same się lepiły:


Potem to już było wspólne konsumowanie:


Jak wspomniałem wcześniej - pogoda nie rozpieszczała nas, oj nie rozpieszczała... Nawet najmniejszy spacer nie mógł się odbyć inaczej jak w, dośc hermetycznym odzieniu... O czym najdobitniej świadczy "kosmiczne" odzienie Zu...


Jednak we wnętrzu domu działo się, działo... Na jakiś czas wszyscy zamienili się w miłośników Decoupag'u i zaczęli malować oraz ozdabiać na potęgę różne przedmioty:


A, że niektóre miały charakterystyczny i dość znajomy kształt - to był czysty przypadek :)


No, ale efekt był zaiste wspaniały:



Zaś wieczorem to się trochę zadziało. Wystarczyło trochę rytmów brazylijskiej samby i płeć piękna ruszyła w tany:


Nauczycielka też się znalazła (zresztą w osobie mojej latorośli - Zu), która wcześniej praktykowała tę niełatwą sztukę stawiania kroków i wyginania własnego ciała, toteż nastrój się udzielił wszystkim bez wyjątku:




Po takich "ekscesach" części weekendu nasz kochany Lucki (Uszaty) położył się na kanapie i wyglądał tak jakby mówił: Nie ma mnie dla  nikogo! Odpoczywam! Nie przeszkadzać! I już :))


Ale to jeszcze nie był koniec atrakcji. Nasi spóźnieni goście uraczyli nas herbatą. Ale za to jak podaną!!! Sam rytuał był już formą medytacji...


Niespodziankom nie było końca... Takiego grania jeszcze u nas nie było... Instrument o nazwie Didgeridoo, naprawdę zrobił furorę wśród nas. A dźwięki wydobywane sprawiały, że cały świat wokół wibrował...



Dlatego w klimacie wschodniego rytuału zapraszamy już na następny długi weekendu, który już niebawem!



poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Po Wiosennych Spotkaniach z Yogą...

No i następny weekend z Yogą za nami... Tym razem grupa pod wodzą Kamili Sierockiej doskonaliła swoje umiejętności w naszych skromnych progach. Mimo chłodu ćwiczenia odbywały się również na zewnątrz:


Grupa korzystała z każdej słonecznej chwili... Aktywność i ruch na świeżym powietrzu pod każda postacią...


 

Niestety padający deszcz pokrzyżował plany dotyczące ogniska, ale za to odbyły się zajęcia z "pozytywnej aniołkowej rzeczywistości" - czyli modelowanie z ciasta fantastycznych aniołków, które po wieczornym wypieku wspaniale się prezentowały na parapecie pod oknem...


Oczywiście ćwiczenia Yogi odbywały się bardzo intensywnie... Od samego poranka aż do wieczora.  Praca, praca, praca...
A czy jedna z "kursantek" czegoś nie przeskrobała? :))


Gospodarz również przyłożył cegiełkę do pracowitego weekendu, prezentując podstawowe ćwiczenia i najprostsze formy  Tai Chi...


Ważne, że weekend się udał, mimo niesprzyjającej aury :)) A pożegnanie, z obietnicami następnych spotkań było bardzo energetyczne :))


Wszyscy, którzy chcieliby się spotkać i poćwiczyć z Kamilą mogą do niej zadzwonić pod numer:  
507 094 602

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Reminiscencje po weekendzi z Yogą...

No i za nami następny owocny weekend. Tym razem zawładnęła nami Yoga! Razem ze swoją grupą odwiedził nasze progi Tomek Kucharski.


Mistrz cierpliwie tłumaczył i pokazywał. Zresztą bardzo dokładnie - co, jak, gdzie i kiedy...
A pokazywał tak:


 I tak:


 A wszyscy powtarzali bardzo sumiennie zarówno w jedna stronę :


Jak i w drugą:

Grupa ochoczo i z wielkim zapałem (wykonując czasem 150% normy) wykonywała wszystko to, co proponował do zrobienia Tomek:


Oczywiście, cały czas, pod czujnym okiem prowadzącego:

Niektórzy po ciężkich ćwiczeniach odpoczywali - zaiste jak na adeptów Yogi przystało w dość niecodzienny sposób:


Nawet Bianca starała się dotrzymać kroku ćwiczącym:)


Okazuję się, że nawet skosy w naszym domu na poddaszu przydawał się niepomiernie:


 A wieczorem Renia wyczarowywała kojące dźwięki Mis Tybetańskich:


 Które pod okiem mistrzyni było nawet wziąć do ręki i samemu popróbować:


I nawet, mimo, niesprzyjającej pogody był czas by zaczerpnąć oddechu na zewnątrz:

Wszyscy, którzy nabrali ochoty na małe ćwiczenia Yogi po okiem Tomka, mogą się z nim skontaktować:
planetguide@gmail.com   
te. 508 343 538


PS...

No, cóż - prozaicznie dodam, że było tez coś dla ciała :)) I chyba nawet smakowało - jak choćby  moja ulubiona ostatnio zupa z pieczonych buraków: