sobota, 4 maja 2013

Majówka, ech, majówka... :)

Majówka już za nami. Nie będziemy narzekać na pogodę, bo mimo wszystko nie padał śnieg, ale deszczowa aura sprzyjała raczej domowym zajęciom. Przede wszystkim życie toczyło się w kuchni. A jak kuchnia to i oczywiście jedzonko.... I było jakoś tak domowo, że aż nawet pierogi same się lepiły:


Potem to już było wspólne konsumowanie:


Jak wspomniałem wcześniej - pogoda nie rozpieszczała nas, oj nie rozpieszczała... Nawet najmniejszy spacer nie mógł się odbyć inaczej jak w, dośc hermetycznym odzieniu... O czym najdobitniej świadczy "kosmiczne" odzienie Zu...


Jednak we wnętrzu domu działo się, działo... Na jakiś czas wszyscy zamienili się w miłośników Decoupag'u i zaczęli malować oraz ozdabiać na potęgę różne przedmioty:


A, że niektóre miały charakterystyczny i dość znajomy kształt - to był czysty przypadek :)


No, ale efekt był zaiste wspaniały:



Zaś wieczorem to się trochę zadziało. Wystarczyło trochę rytmów brazylijskiej samby i płeć piękna ruszyła w tany:


Nauczycielka też się znalazła (zresztą w osobie mojej latorośli - Zu), która wcześniej praktykowała tę niełatwą sztukę stawiania kroków i wyginania własnego ciała, toteż nastrój się udzielił wszystkim bez wyjątku:




Po takich "ekscesach" części weekendu nasz kochany Lucki (Uszaty) położył się na kanapie i wyglądał tak jakby mówił: Nie ma mnie dla  nikogo! Odpoczywam! Nie przeszkadzać! I już :))


Ale to jeszcze nie był koniec atrakcji. Nasi spóźnieni goście uraczyli nas herbatą. Ale za to jak podaną!!! Sam rytuał był już formą medytacji...


Niespodziankom nie było końca... Takiego grania jeszcze u nas nie było... Instrument o nazwie Didgeridoo, naprawdę zrobił furorę wśród nas. A dźwięki wydobywane sprawiały, że cały świat wokół wibrował...



Dlatego w klimacie wschodniego rytuału zapraszamy już na następny długi weekendu, który już niebawem!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz