No cóż...
Weekend się skończył, a w lodówce zostało jeszcze trochę niezużytych warzyw.
Czas zatem na poniedziałkowe samosy.
Wyciągamy z lodówki pozostałości warzyw, u mnie były to ziemniaki, groszek, marchewka, cebula i mały kawałek kalafiora.
Większość była już ugotowana, więc na patelnie idą cebula i drobno pokrojony kawałek kalafiora. Kiedy kalafior będzie miękki dodajemy jeszcze mieloną kolendrę, kumin , płatki chilli, cynamon, garam masalę...
Ile dajemy?
Ja osobiście lubię tę, ostrą, prawie duszącą indyjską nutę i daję sporo.
Tak, żeby było bardzo konkretnie.
W innym przypadku trzeba iść na tzw "czuja" i próbować, aż będzie tak jak lubisz :)
Po ostudzeniu mieszamy dokładnie wszystkie składniki farszu.
Jeśli chodzi o ciasto to na taką średnią miskę farszu potrzebujemy ok 200/250 gram mieszanki mąk, białej i pełnoziarnistej, sól, olej rzepakowy i ciepłą wodę. Ciasto ma być po wyrobieniu lekko tłuste.
Odrywamy od ciasta średniej wielkości kulki i rozwałkowujemy je na stolnicy
I wcale nie muszą być cienkie, ani okrągłe.
Każdy placek przekrawamy na pół i zlepiamy po prostym brzegu.
Wypełniamy farszem.
Na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i układamy surowe samosy. Potem smarujemy je olejem.
Pieczemy w 180/190°C do momentu, aż się zarumienią.
Smacznego.
Proste?
Proste!
Aha...
Do samosów pasuje jeszcze jakiś deep.
U mnie taka specjalna mieszanka, która zaowocowała mocno pieprzowym sosem, który idealnie uzupełnił ziemniaczaną nutę w samosach.
Ostra pieprzowa sriracha plus neutralny jogurt kokosowy.