Życie przynosi niespodzianki. Kilka dni temu znajomy zadzwonił do nas z prośbą o przyjazd i nakarmienie wegetariańskim jedzeniem dużej grupy weekendowego warsztatu Yogi, który zorganizował w okolicach Spały. No cóż... Gotowanie we własnym domu to jedna rzecz, a gotowanie gdzie indziej to inna rzecz. Ale wyzwanie było tak niespodziewane, że rezygnując z własnych planów weekendowych podjęliśmy to wyzwanie... Zapakowaliśmy do samochodu jedzonko, przyprawy, gary, psa i udaliśmy się w nieznane. Nieznane okazało się uroczym miejscem.
Na podziwianie widoków nie było zbyt dużo czasu. Przejęci pierwszym "zleceniem" na gotowanie przystąpiliśmy od razu do pracy...Było trochę nerwówki ale podołaliśmy :)
Od powrotu zastanawiamy się czy nie zacząć świadczyć takich usług.
Szczególnie, że już kilka razy byliśmy proszeni o podobną obsługę jeśli
chodzi o wegetariańskie wyżywienie.
A nasz Misiek szybko zaprzyjaźnił się z miejscowym Morusem i biegali sobie po okolicznych łąkach przez dwa dni.
przepraszam, a co na to Lucky? ;) Ola
OdpowiedzUsuńLucky spędzał wówczas czas z równie wielkim kolegą na wsi... :)
Usuń